Latawiec

(cóż będę musiał przenieść opowieść moją słowiańską na osobnego bloga, rozrasta się ona powoli i Norwegii dosięgnie

Latawiec to słowiański demon)

 

10 lat przed wyprawą Racibora

 

– Schowaj go! – zasyczała szeptucha. – Jak śmiesz z nim do mnie przychodzić? – jej palec wskazał na złoty krzyż na piersi Racibora

Racibor odczuł niepokój już kiedy zostawił swoich przybocznych przy wejściu do chaty w lesie. Dzielni ci wojownicy jak dzieci zarazili go strachem przed Babą Jagą mającą w lesie tym siedzibę i która drwiła z mocy Chrysta, który opiekował się miastami. Spozierając na czaszki końskie, krowie i ludzkie i wdychając zapach ziół u wejścia chaty szeptuchy poczuł że złoto drogie, w katedrze kamiennej święcone pali go w skórę.

Schował Chrysta na Krzyżu podarowanego przez biskupa Danii pod koszulę.

– Słaby to bóg – uśmiechnęła się szeptucha – co umiera i zostawia swoje dzieci. I nie pomoże ci bo jest martwy

„Bo za nas wszystkich umarł jako baranek ofiarny i zmartwychwstał by królować światu” – pomyślał nieśmiało Racibor.

– Ale twojej córce nie pomoże – uśmiechnęła sie brzydko szeptucha – a ja mogę!

– Możesz? – Racibor był wielkim mężem, o ramionach rosłych i do topora nawykłych, umyśle przenikliwym, potrafiącym przeniknąć niczym warstwy cebuli dworskie intrygi, jednak jego nieśmiałość była w tej chwili niczym u dziecka… a dziecko swoje utracił, choć żywe było, aż nadto.

Córka jego, Anna została przezwana na chrzcie.

– Drogomira … dobrze wiesz że tak nazwała ją matka – wyzywająco śmiała się szeptucha

Anna-Drogomira była dzieckiem przepięknym. Żywym jako okręty na Bałtyku. Włos jej lśnił niczym skóra wareskich śledzi z mórz północnych. Skóra pachniała korą i igłami pomorskich świerków. Umysł zadziwiał miejskiego proboszcza – głowę na Pomorzu największą. Widział ją Racibor jako żonę księcia duńskiego czy może polskiego. Stu pancernych zbrojnych Pomorze by zyskało i człeka wpływowego na dwór lub dwóch, pisarza jakowegoś czy księdza. Gdy lat dwanaście miała jednak Anna, ginąć zaczęła. Znajdywano ją na moczarach gdzie komary cięły. Niebo przepatrywała oczyma niebieskimi i traciła zainteresowanie opowieściami o Chryście, który dzieci przygarniał i kądzielą z której potrafiła wytkać najcieńsze koszule i kuchnią, której sztuką zmiękczała serca twardych wojów pomorskich.

Znalazł ja dnia tego przeklętego młodziutki woj drużynny – Radosław. Na bagnach jak zwykło się ją od roku znajdować. Oczy jej płonęły ogniem czerwonym. Uśmiech odsłaniał zeby perłowe. Krocze jej młode krwią broczyło, gdyż tkwiła w nim drzew ostra, ale bólu jej nie sprawiała a dziką rozkosz. Radosław zmysły postradał i Racibor odesłał go na polską granicę gdzie wojen niewiele. Anna w dworze została zamknięta i księdza duńskiego wezwano. Złorzeczyła mu straszliwie gdy kropił ją woda święconą i mocy nadludzkiej nabrała krzyż srebrny wytrącając ze starczych rąk jego, synem murwy go nazwawszy i przypominając o pięcioletniej, blondwłosej Solveig, która w Alborgu za tatą płacze. Pobiła mamki swoje a i woje drużynni z trudem dawali radę w powróz szorstki nawlec jej wątłe członki. Darmoć kościołów tyle pobudował gdy moce stare w familie jego uderzały. Dobrzeć że na dworze starzy wojownicy służyli, którzy niejedno widzieli i zmysłów nie postradali widząc co z powrozem tym ostrym Drogomira wyczyniała a miłość ich do dziecka książecego, do księcia, do Chrysta i do Pomorza i do miru córki książecej przeważała gdy Dragomira niczym murwa portowa czy rusałka leśna ciałem swym młodym kusiła. Smutek wielki wojów tych starych przejmował – nie będzie miało Pomorze zbrojnych stu dzielnych, mnichów w dłoniach sprawnych. Oni pierwsi rzekli Raciborowi by szeptuchę odwiedzić.

– I jesteś oto wielki książę u kobiety starej. Czymże służyć Ci może sługa twój najniższy? – zadrwiła szeptucha

Wiele to było, o wiele za wiele, dla wielkiego woja. Pancerna rękawica zacisnęła zmarszczoną szyję i cisnęła starą na barłóg. Czy to Swaróg czy muchomorów zupa warząca się w kącie? Zabolał go Chryst ciężki na piersi i stracił świadomość nagle. Ujrzał w przebłysku flotę wielką okrętów czarnych jak wrony, a na nich wojowników groźnych i zębatych w stal jak wilki. Świętowida nad nimi i słońce gorejące. Jeden z wojowników tych, wielki niczym góra spojrzał Raciborowi prosto w lico. Nie mógł się poruszyć w marze tym, a wojownik wziął go niczym kory sosowej ułomek i rzucił o ścianę chaty szeptuchy. Chryst milczał.

– Gwałtownyś i wilki me gwałtowne – zacharczała szeptucha, trzymając się za gardło rękawicą woja pomorskiego dławione. – Jak myślisz czemu ci pomogę?

– Chcesz czego? – podniósł się spod ściany oszołomiony Racibor

– Na pewno nie kruszców w wodzie przeklętej kąpanych… – znów jej palec skierował się na złotego Chrysta pod koszulą – pomogę ci bo tyś ostatni z naszych. Nie wiesz że nad toba ostatnim słońce Świętowita ujrzałam

Dażbóg i Chryst – jedną są istotą pomyślał książę. Trójca przenajświętsza – Światowit, Chryst i Perun.

– Uwolnisz naszych świętych i nie śmiesz tknąć świętych miejsc Dażboga, a odzyskasz Dragomirę… zaraz… w dni kilka

Wiele myślał Racibor ile dałby za dziecię swe… czy życie swojej nordyckiej żony, czy swoje życie, czy Pomorze. W każdym przypadku odpowiedź była twierdząca.

– Mów wreszcie murwo przeklęta

– Oj oj, tak twój Chryst nakazał mówić do murw starych? Czy sam się z nimi prowadzał jak z Magdaleną jak słyszałam? Oj tak byłam murwą drużynników ojca twego i szczęścia dałam im więcej niż ten bóg twój przeklęty krwią ludzi karmiący. Piłeś krew Raciborze, wiesz dobrze że smakuje jak żelazo. Czy żelazo kogoś uszczęśliwiło?

– Żelazo moje może zaraz dać ci spokojny sen, a Bóg mój daje miłość najdoskonalszą poza rozumienie murw portowych

– Czyżby książę? Maria Magdalena… nie bez powodu lubił ją ten wasz Chryst. Ale mniejsza z tym. Znasz moje warunki książę. Chcesz Dragmomirę z powrotem daj słowo teraz

– Daję

– Księcia słowo nie dym…  Gdy dymem będzie jak dym duszę twoją zniszczę.

– Dość już. Mów! Co z Anną?

– Twoja córka została opętana przez Latawca, demona pięknego niczym młody woj na koniu, który żywie w chmurach i trawi dusze pięknych dziewcząt. Książęca księżniczka  kuszącym łupem dla niego.

– Demonów nie lękam się – wyrzuciłem wiele ich z moich siedzib

– Ale nie z córki swej czy żony …  głupcze – chłopiec to był czy córka? Dziecię miałeś martwe, chłopiec… Zakopałeś go na cmentarzu Chrysta swojego?

– Co? – Racibor przysiadł – chłopiec, ale martwy się narodził

– I posłuchałeś biskupa swego, a co dziecie nienarodzone ma czynić? Gdzie ma się podziać? Toć zwykłe że źle pochowany brat siostrę swoją uwiódł. Lubowania u ciebie nie zaznał, do domu nie przyjąłeś go, choć martwy był. Ciepła ogniska nie zaznał. Nie dziwota że Dragomirę gorącą wziął….

Racibor był oszołomiony.

– Wykopać musisz członki jego z cmentarza wodą przeklętą skropionym i pod próg swój zakopać. Zamiast latawca dybuka przyjaznego będziesz miał, który wojów twych w wilki zamieni, a córkę twą zamiast murwy w boginkę królewską.

– Królem ci nie byłem i nie chcę być

– Nie twoja to decyzja a Swaroga. Swarożynyje dinie nad tobą i mat’ Arkona.

Nie tylko Radosława, Racibor utracił. Wykopywali słudzy dziecię jego nieszczęsne nocą, aby ksiądz duński nie ujrzał gwałtu na chrześcijańskim cmentarzu. Członki jego całe i różowe były a dziecię, Latawiec piękny, spojrzał w lico sługi starego. Zakopano go pod paleniskiem Raciborowym. Anna do kądzieli wróciła nic nie pamiętając, a sługa dni kilka pianę toczył zanim skonał wpatrzony w chmury. Krow za krow.

 

Inspiracja

1 komentarz do “Latawiec

Dodaj komentarz